Translate

piątek, 19 sierpnia 2016

Rozdział 4 - Spotkanie? Nie planowane.

Spięłam się w sobie i ruszyłam, przecież i tak mnie nie rozpozna po tylu latach.
Przechodząc koło jego domu mimo wszystko przyspieszyłam. Nie mogłam się powstrzymać przed spojrzeniem w tamtą stronę Więc zerknęłam i.. oczywiście Biebs był na podwórku.
Jakby nie mógł w tym czasie siedzieć w domu albo być przy basenie z tyłu – pomyślałam.
Na szczęście nawet nie podniósł wzroku.
Uffff. Przyspieszyłam kroku ponownie i po około 10 minutach siedziałam już na trawie w parku.
Rozmyślałam nad tym co mogłabym robić, na przykład.. Pracować w barze, klubie lub jakimś sklepie tak na dobry początek. Muszę złożyć swoje CV. Muszę też zorganizować sobie jakiś dom, najlepiej nie daleko rodziców bo w tej okolicy jest świetne przedszkole do którego zapiszę małą. Byłam pewna że w razie potrzeby moja mama pomoże mi w opiece nad Sus.
Moje myśli – nie wiedzieć czemu – poszły w całkiem innym kierunku.
Zaczęłam analizować to jak Justin teraz wygląda. Gdy go widziałam ostatni raz był małym chłopcem. Teraz miał tatuaże i był naprawdę dobrze zbudowany.
Nagle jakiś ptak przeleciał nade mną piszcząc głośno i tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
Spojrzałam ba zegarek.. 14:30?! Serio tak długo tu siedziałam? No nic.. Trzeba wracać.
Wstałam, otrzepałam się i ruszyłam w stronę domu.
Szłam alejką, byłam prawie przy wyjściu z parku..
-Emy? – słysząc swoje imię, rozejrzałam się
-Justin? Oh, cóż za spotkanie.. – ups, nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie
-Co tu robisz? Co u ciebie? – z jego uśmiechu wywnioskowałam że ma dobry humor
-Mieszkam. U mnie? Leci pomału, żyję jak widać. Sorry ale muszę się zbierać. - mówiąc to, ruszyłam przed siebie To jest karierowicz, z pięknymi czekoladowymi oczami - ale wciąż gwiazda a ja chyba nie chce..
-Emily! Może pójdziesz dzisiaj ze mną i moimi znajomymi do klubu? - mówiąc to przygryzł dolną wargę
NIE PATRZ! - skarciłam się w myślach
Już raz dostałam tą propozycję dzisiaj i odmówiłam więc dlaczego niby teraz miałabym..
-Nie daj się prosić.. - te maślane oczy
-Zgoda.
-Super! Podjechać po ciebie czy..
-Nie, pojadę do klubu z Thomasem
-Z Thomasem? - jego mina była bezcenna.
-Tak.. Barnes to.. chwila, ty nic nie wiesz? No to się porobiło.
-Barnes to.. ? Co się porobiło? Em, nie mów zagadkami.. - był totalnie zdezorientowany. Hahahah
-Jego zapytaj. A teraz muszę już lecieć. Do zobaczenia J. - uśmiechnęłam się i zostawiłam biedaka samego w parku.
Gdy go poznałam.. On nie mieszkał jeszcze w Beverly Hills a ja nie przedstawiałam go nikomu z mojej rodziny.
Pewnie nawet nie pamiętał mojego nazwiska przecież słyszał je tylko raz w życiu.
To teraz kombinuj Bieber.
Wchodząc do domu, zerknęłam na zegar. Była godzina 15:00 a Susie i mojej mamy jjeszcze nie było. Nie wiele myśląc zadzwoniłam do Carol.
-Mamo? Gdzie jesteście?
-Spokojnie jesteśmy w wesołym miasteczku i pewnie prędko stąd nie wyjdziemy. Zjedz coś na mieście.
-Dobrze ale następnym razem napisz chociaż sms że wszystko ok.
-Dobra dobra! Muszę kończyć. Paaaa.
Rozłączyła się. Skoro i tak muszę jechać do miasta coś zjeść to od razu wydrukuję CV i zostawię je w pobliskim barze i cukierni.
Z tą myślą ruszyłam schodami na górę. Nagle słyszę jak mój brat woła mnie ze swoego pokoju, gdy tam weszłam zobaczyłam jak prawie turla się po ziemi ze śmiechu z telefonem w ręku.
-Co ci się stało? - zapytałam rozbawiona
-Co ty nagadałaś Bieberowi?
-Ja? Nic. A czemu pytasz? I skąd w ogóle wiesz że się z nim widziałam?
-Stąd - powiedział i podał mi telefon
Stary, nie mówiłeś że znasz Emily. Co was łączy?
Zaczęłam śmiać się tak głośno..
Pierwszy raz od 3 lat, zupełnie beztrosko.
-O matko. I co mu odpisałeś?
-Że jestem twoim bratem. A możesz jeszcze wytłumaczyć mi jak to jest że gdy brat prosi cię o pójście do klubu, mówisz NIE a gdy Justin poprosi cię o to samo odpowiadasz twierdząco?
-Nie wiem.. Bratu łatwiej odmówić?
-Jasne że łatwiej.. Nie jestem Bieber
-OH! Przestań już ok? Jadę zaraz do miasta, jedziesz ze mną?
-Nie, a ty po co jedziesz?
-Muszę coś zjeść i od razu podrzucić swoje CV w dwa miejsca.
-OK. Hahah na pewno będzie z ciebie pracownik miesiąca.
-Spadaj. - powiedziałam ze śmiechem, rzuciłam w Thoma poduszką i uciekłam do swojego pokoju.
Przebrałam się, ogarnęłam na nowo włosy i makijaż. W tym czasie moje CV leżało już wydrukowane. Zgarnęłam je z biurka i ruszyłam w stronę samochodu.
Tak. Prawo jazdy dostałam jakiś miesiąc przed moim "wyjazdem".
Faktem jest że długo nie jeździłam.
Podobno tego się nie zapomina, jak jazdy na rowerze - pomyślałam i przekręciłam kluczyk w stacyjce. O mało nie rozwaliłam auta już przy wyjeździe z garażu.. Taa, jazda na rowerze. HA HA.
Jechałam powoli jak żółw ale dojechałam w końcu do restauracji, zamówiłam kawę i jedzenie.
W między czasie dostałam sms od nieznanego numeru:
*Czemu nie powiedziałaś że Thomas to twój brat?*
Hahah Bieber.
*Skąd masz mój numer? chciałam żebyś trochę pogłówkował.*
*Główkowałem ale nie mogłem skojarzyć faktów.
Teraz ty trochę pogłówkuj.*

Jaki on zabawny a co tu główkować..
*Nie muszę. Thomas ci pewnie dał, zabiję go.*
Masz rację ale NIE ZŁOŚĆ SIĘ. Do zobaczenia potem.
Nie odpisałam bo kelnerka właśnie przyniosła mój obiad.
Zjadłam, dopiłam kawę i wyszłam na zewnątrz.
Zawiozłam moje CV najpierw do cukierni a potem do baru. Wracając zatrzymałam się przed sklepową witryną. TAK, był wystawiony świetny "komplet" - czarno czerwona sukienka, czarne szpilki i czerwona kopertówka.
Weszłam do klepu, wzięłam mój rozmiar i zniknęłam w przymierzalni.
Spojrzałam w lustro..
Jak się pomaluje powinno być całkiem nieźle.. - pomyślałam.
Moje oczy.. Znowu byłam szczęśliwa, poczułam się młodo tak jak powinnam.
Zapłaciłam z a ciuchy i z torbami wsiadłam do samochodu.
Chwila.. Nie mam kosmetyków!
Podjechałam po drodze do drogerii. Kupiłam błyszczyk, tusz do rzęs, eyeliner, podkład, cienie do powiek i bordowy lakier do paznokci.
Spojrzałam na zegarek - szlag! - prawie 18.. w klubie musimy być na 21.. Muszę się pospieszyć.
Gdy wróciłam do domu od razu na szyję rzuciła mi się Susie.
-Mamusiu! Byłam z babcią w wesołym miasteczku! I jadę z babcią na wakacje! Takie prawdziwe! Z babcią i dziadkiem!
-Cześć skarbie. Rozumiem że bawiłaś się świetnie, jakie wakacje? Chwila. Sus daj mi się rozebrać i porozmawiać z babcią, dobrze?
-Babcia jest w kuchni.. - powiedziała zgaszona a ja poczułam wyrzuty sumienia że popsułam jej humor.
Udałam się do kuchni.
-Mamo co to za wakacje o których wspomniała mi mała? - zapytałam lekko poirytowana.
-Emily, po prostu Twój ojciec ma zaległy urlop i doszliśmy do wniosku że zabierzemy Susie i Emme ze sobą na wakacje. W ten sposób i ty i Melody będziecie mogły odpocząć. Nie złość się.
-W porządku, przepraszam mamuś po prostu byłam zaskoczona.
-To jak? Może z nami jechać?
-Pewnie, tylko gdzie? Na jak długo? I kiedy?
-Myślimy o Dominikanie, za jakieś dwa dni i na jakieś 1,5 miesiąca tak żeby wrócić przed rozpoczęciem roku szkolnego. Poszłabym, jutro z małą na zakupy. I.. co ty na to?
-Hmm.. No dobra. - powiedziałam a w myślach uspokajałam siebie - to są twoi rodzice, Susie wróci cała i zdrowa.
Poprosiłam jeszcze mamę żeby została dziś z Susie, wyjaśniłam sprawę imprezy po tym jak mama się zgodziła pobiegłam na górę .Wzięłam prysznic, pomalowałam się i ubrałam. Włosy zostawiłam rozpuszczone.
*Gotowi? My już wyjeżdżamy do klubu.*
*My wyjeżdżamy za 3 minuty.. No może 5.*
-Thoooomaaas! Jedziemy! - krzyknęłam wychodząc z pokoju.
-Ulala, ale paniusia z ciebie siostrzyczko- powiedział i zagwizdał.
-Przestań bo będę przez ciebie czerwona jak burak!
-OK idziemy.
-Pa mamuś!
-Pa! Bawcie się dobrze i GRZECZNIE! - powiedziała śmiejąc się
Kiedy wsiedliśmy do samochodu mój brat zapytał:
-Coś taka spięta?
-Dziwisz mi się? Od prawie pięciu lat nie byłam na imprezie..
-.. na której w dodatku dziś będzie Justin.. ? - dodał i puścił mi oczko.
-To nie jest ani trochę zabawne! Jedziemy już?
-Już, już.
Gdy podjechaliśmy przed, a właściwie ZA klub okazało się że Biebs i reszta też dopiero co dojechali bo Fredo zapomniał telefonu i musieli się wracać.
No to zaczęła się część oficjalna.. - pomyśłałam.
*************************
Koniec rozdziału. :) KOMENTARZE MOTYWUJĄ!
Dla wyjaśnienia.
Tak są pisane moje smsy.
A tak są pisane smsy od Justina.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Rodział 3 - Powrót.

KOMENTARZE MOTYWUJĄ! :)
**************
Przed domem stała moja mama - Carol, mój tata - Frank oraz mój 23-letni brat Thomas.
Niewyobrażalnie za nimi tęskniłam..
Gdy samochód się zatrzymał, taksówkarz wyciągnął moją walizkę z bagażnika a ojciec podszedł, żeby zapłacić za podróż.
Ja w tym czasie wyciągnęłam małą z samochodu.
Dlaczego nie pobiegłam się najpierw przywitać z rodziną której nie widziałam 5 lat?
Nie wiedziałam jak mnie przyjmą.. Mama się cieszyła, tego byłam pewna.
Ale tata i brat? Nie miałam pojęcia co o tym myślą.
Gdy Carol zobaczyła że Susie słodko śpi, otworzyła mi drzwi - bez słowa, z uśmiechem i łzami w oczach.
Wiedziałam jak trafić do mojego pokoju, więc od razu ruszyłam do góry.
W moim pokoju stało nie jedno a dwa łóżka..
Gdybyście mogli zobaczyć szok na mojej twarzy..
Położyłam małą, dałam buziaka i zeszłam na dół.
Moja rodzina zebrała się już w jadalni.
Gdy weszłam do pomieszczenia wszyscy od razu podeszli do mnie z uśmiechami na ustach.
Mój pierwszy od 5 lat zbiorowy, rodzinny "przytulaniec".
Pierwszy odezwał się tata:
-Witaj w domu córeczko, błagam nie uciekaj nigdy więcej. - dał mi buziaka w policzek
Była już prawie 24:00 więc wiedziałam że rodzice są zmęczeni..
-Dobra! Gromadka! Idziemy spać. To był długi dzień. Emy jest pewnie zmęczona po podróży.
-Tak, odrobinę - odpowiedziałam, chociaż przyznam szczerze że nie byłam aż tak zmęczona. Moje emocje wciąż się nie ulotniły.
-Dobra, to chodź siostra odprowadzę cię do twojego pokoju. - jak zwykle mój najlepszy przyjaciel i brat w jednym zaproponował pomoc w.. nie wiem w czym właściwie
-Ok to chodź. Dobranoc mamo, dobranoc tato. - jeszcze szybko ich przytuliłam i ruszyliśmy z Thomem na górę.
-To dobranoc mała! - puścił mi oczko - Pamiętaj że między nami się nic nie zmieniło.. Wciąż jestem twoim najlepszym przyjacielem.
-Uff.. Cieszę się że mogę na ciebie liczyć! Dobranoc. - dał mi buziaka w czoło i weszłam do pokoju.
Po tym jak przebrałam się w piżamę poszłam się położyć..
Myślałam że będę miała problem z zaśnięciem, a okazało się że zasnęłam prawie natychmiast.
Obudziłam się rano.. zerknęłam na zegarek.. 9:00!
Zerknęłam na łóżko obok.. Było puste. Zerwałam się na równe nogi, założyłam szybko szlafrok.. ale zanim zaczęłam zbiegać na dół w panice..
Zobaczyłam karteczkę na moim biurku:
Jestem na zakupach z Susie, wrócimy późno. Mama
Uff.. Dobra. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół.
-Tatoo? - cisza.. No tak, pewnie jest w pracy.
-Tommyyyy? - Hm.. Wow, jestem sama. Gdzie go wywiało?
 Przeniosłam się do salonu i załączyłam telewizor.
Oczywiście nie było nic ciekawego więc postanowiłam że zostawię wiadomości.
Pomyślałam: Ok, pooglądajmy trochę wypadków i polityki.
Ku mojemu zdziwieniu usłyszałam informację że Justin Bieber wrócił do domu.
To znaczy że jest w Beverly Hills, 5 domów dalej.
Justina poznałam kiedyś przypadkiem, w sklepie.
Był wtedy z wizytą u dziadków, jak ja.
Tak już wtedy był sławny a mi podobała się jego muzyka.
Nie znałam go długo, jeśli tak można określić poznanie kogoś w sklepie, pójście na kilka wspólnych spacerów, zauroczenie się a potem złamane serce - moje serce.
Te kilka lat temu on miał swoje sprawy, wiadomo - kariera.
Mam szczerą nadzieję że nie spotkam tego człowieka na swojej drodze.
Dalej jest.. przystojny.
A w wieku 22 lat stwierdzam że jest też seksowny. Cholernie seksowny.
Z zamyśleń wyrwał mnie głos Thoma
-Hej mała, co tak myślisz? - zapytał a ja dopiero teraz uświadomiłam obie, że zamiast wiadomości - w TV leciał jakiś denny teleturniej.
-Hej Tommy, a nic. Gdzie byłeś?
-Najpierw byłem u Emmy a później..
-ZARAZ! Stop. Kto to jest Emma? - zapytałam lekko w szoku. Pamiętam jeszcze czasy kiedy był z Melody.
-Emma to moja córka głupku. Ma 6 lat.
-Okej. Nie ukrywam że jestem w szoku. Więc jej mamą jest.. ? - byłam ciekawa odpowiedzi.
-Melody oczywiście. Ale od dwóch lat nie jesteśmy razem. Opiekuję się małą ale z Mel już nie jestem.
-No! To teraz oboje jesteśmy singlami!
-Oj tak, podbijemy teraz to miasto! - mówiąc to po prostu zaczęliśmy się śmiać.
-A tak na poważnie.. Wiem od mamy co ci się przytrafiło i bardzo ci współczuję. - usiadł koło mnie i przytulił.
-Dzięki ale już jest w porządku.
Thomas wstał i chyba miał zamiar wyjść z pokoju ale stanął w pół drogi.
-Co jest? - zapytałam bo minę miał zagadkową.
-Słyszałaś że.. Justin jest w mieście?
-Bieber? Taaa.. i co? - zapytałam podenerwowana że w ogóle zaczął ten temat.
-Nic, tylko jestem umówiony dzisiaj z nim i innymi znajomymi w klubie, może chcesz iść z nami?
-Wiesz.. Nie dzięki. Zostanę w domu. A tak w ogóle to od kiedy J to twój kolega?!
-"J" ? Ekhmm.. Od jakichś 3 lat słonko, dokładnie tyle ile tu mieszka. - mówiąc to puścił mi oczko i dodał - Zastanów się jeszcze nad dzisiejszą imprezą.
Wyszedł. No to pięknie. Nie dość że nie mam ochoty go widzieć co jest nieuniknione mieszkając tak blisko siebie to jeszcze mój brat koleguje się z naszą gwiazdeczką.
Poszłam na górę, przebrałam się do wyjście. Musiałam gdzieś iść i pomyśleć o tym co będę dalej robić.. Nie mogę przecież siedzieć moim rodzicom na głowie bez końca.
Wychodząc z domu chciałam iść do parku, jest duży i o godzinie 12:00 raczej nie powinno być tam tłoczno.
Cały problem polegał na tym że żeby dostać się do parku musiałam przejść obok domu Justina..
******************
Czytasz? ZOSTAW KOMENTARZ! ;))

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 2 - Musi się udać

Następnego dnia było zakończenie roku szkolnego. Peter od rana był w pracy i jak zawsze w piątki wróci napewno dopiero po 22.
Wstałam z łóżka i powlokłam się do kuchni zrobić sobie kawę a Susie płatki. Normalnie śniadanie, obiad i podwieczorek je w przedszkolu, ale dzisiaj wiadomo.
Musiałam iść z nią odebrać tylko dyplom na 9:00.
Obudziłam małą, naszykowałam ciuchy, poprosiłam żeby się ubrała i przyszła na śniadanie.
Sus zjadła, ja wypiłam kawę i wyszłyśmy.
Całe to "zakończenie roku" trwało góra 20 minut.
Wracając do domu, moja córka podskakiwała i śmiała się głośno - miód na moje serce.
Oh.. Przecież ja byłam taka sama w jej wieku, mimowolnie się uśmiechnęłam.
Ale zaraz spoważniałam..
Nie utrzymuję kontaktu z rodzicami ani bratem.
Dlaczego? Mam zakaz. A po za tym.. Ile razy bym nie dzwoniła, nikt nie odbierał.
Przemknęła mi przez głowę myśl..
Może zadzwonię jeszcze raz..
Mogłabym tam uciec z Susie.
Nie myśląc więcej sięgnęłam po telefon i wybrałam numer domowy.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...
Aż nagle usłyszałam dziecięce:
-Halo? - serce mi stanęło
-Dzień dobry, zastałam w domu Carole?
-Tak, już wołam babcię. - babcię?!
Byłam szczęśliwa i zarazem pełna obaw że mama nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
-Słucham tu Carole Barnes
-Mamo? To ja.
-.......... - odpowiedziała mi głucha cisza, bałam się że odłoży słuchawkę
-Jesteś tam?
-Emily? - odezwała się a mi kamień spadł z serca
-Tak mamo
-Co się z tobą działo? Gdzie jestes?! Jak mogłaś wyjechać bez słowa? Miałaś 16 lat! Wracasz do domu? - mówiła tak szybko, tak wiele pytań, tyle troski w głosie. Ale mi głowie dźwięczało jej ostatnie pytanie.
-Mamo, dzwonię żeby dowiedzieć się.. Może.. Może mogłabym wrócić do domu?
-Twój pokój stoi tak jak go zostawiłaś - byłam pewna że płacze
-Cieszę się, z tym że.. wiesz.. ja mam 4-ro letnią córeczkę.. I ja.. I my musimy pilnie uciec od mojego chłopaka a jej ojca.
-Oh słonko! Mów co się dzieje.
-Zaszłam w ciążę gdy miałam 17 lat, na początku było wporządku, ale nagle wszystko się zmieniło... - opowiadałam najważniejsze rzeczy. W połowie mojej "opowieści" zapytałam Susie czy chce iść na plac zabaw - odpowiedź oczywiście była twierdząca - więc gdy skończyłam streszczać ostatnie 5 lat mojego życia siedziałam już na ławce i czekałam na reakcję mojej mamy.
-O której ten skończony idiota wraca dzisiaj? - mówiła przez łzy z grozą w głosie.
-Napewno po 22, dlaczego pytasz?- zapytałam z ciekawością co też jej chodzi po głowie..
-Teraz jest.. 11. O 15 przyjedzie po was taksówka. Spakuj wasze ciuchy. Wracaj do nas córeczko.
-Oh mamo! - rozkleiłam się kompletnie.
-Już nie płacz. Kończę, a ty leć się pakować, wyślij mi jeszcze wasz dokładny adres żebym mogła go podać w centrali taksówek w Nevadzie. Do zobaczenia!
Nie mogłam w to uwierzyć. To jak jakiś cudowny sen.. Jeśli to jest sen.. Nie budźcie mnie błagam!
Wysłałam mamie smsa z adresem.
Po moim wyjeździe bardzo się pokłóciłyśmy, więc potem długo nie dzwoniłam.. A teraz - WRACAM DO DOMU!
Z Austin do mojego domu rodzinnego jest 8 godzin drogi. Taa.. Taksówkarz zarobi. O pieniądze się nie martwiłam.
Moi rodzice mieszkali w bogatej dzielnicy, w pięknej willi. Mój ojciec - Frank jest prezesem jednej z najlepszych firm w Beverly Hills.
Nigdy nie było go za często w domu ale.. albo pieniądze albo życie rodzinne.
Jakie szczęście że odebrali..
-Słonko! Chodź do domu!
-Dobrze mamusiu!
Jak najszybciej mogłam z 4-ro latką u boku, poszłam do domu.
O 11:30 wstawiłam obiad, musimy coś zjeść przed podróżą. A także przygotowałam kanapki i przekąski na drogę.
O 12:30 zjadłyśmy obiad i zabrałam się za pakowanie.
Susie była tak zainteresowana bajką że nie zwracała nawet na mnie uwagi. Takie małe zoombie.
Gdy wybiła godzina 14:55 ubrałam małą i zeszłyśmy na dół. Miałam tylko jedną dużą walizkę i torbę z jedzeniem.
Gdy stałyśmy przed starą kamienicą moja córka popatrzyła na walizkę i spytała:
-Mamusiu dokąd jedziemy?
-Kochanie, powiedzmy że na długie wakacje.
-Dlaczego?
-Bo musimy zacząć żyća nie tylko istnieć, skarbie.
Nie wyjaśniałam Susie nic więcej, jest za mała żeby zrozumieć że jej ojciec jest śmieciem.
Dokładnie o 15:03 podjechała taksówka.
-Pani Barnes? - taksówkarz wydawał się być miły
-Proszę wsiadać, zapakuję bagaże.
Po 5 minutach już jechałam w stronę nowego życia, a przynajmniej taką miałam nadzieję.
O 20 moja córeczka zasnęła w foteliku.
Po 23 przed moimi oczami ukazał się dom.
Mój rodzinny dom i trzy sylwetki przed nim.
Łzy naszły mi do oczu..

*********
Kochani! W następnym rozdziale pojawi się w końcu Justin! 😉
CZYTASZ? ZOSTAW PO SOBIE KOMENTARZ! 😍😍

wtorek, 28 czerwca 2016

Rozdział 1 - Od początku.

 *** Notka pod postem ;) ***


Wracając z zakupami do domu wstąpiłam po moją 4-ro letnią Susie. Była 15:15 więc gdy weszłam do budynku w którym mieściło się miejskie przedszkole w Austin, byłam spóźniona.
Udałam się od razu do sali nr 5, kiedy mała mnie zobaczyła od razu podbiegła do mnie wołając: MAMA!!!
Nauczycielka zmierzyła mnie wzrokiem i moją pierwszą myślą było - tak wiem.. spóźniłam się całe 15 minut. - powiedziałam 'do widzenia' i wyszłyśmy z sali.
Po tym jak moja córcia przebrała się w szatni mogłyśmy nareszcie wracać.
Na samą myśl odechciewa mi się żyć.
Mój chłopak (na szczęście - nie mąż!) był jeszcze w pracy.
Zawsze wchodząc do tego 2-pokojowego mieszkania, widząc obdrapane ściany i czując smród wilgoci chciało mi się wymiotować.
Małej załączyłam bajki w 'salonie' a ja w tym czasie wstawiłam obiad.
Po 30 minutach w drzwiach stanął Peter wracający z pracy. Oczywiście nie był trzeźwy więc od razu wysłałam Susie do jej pokoju w którym naszykowałam jej kredki i kolorowanki. Zamknęłam drzwi.
-Za ile obiad? - nienawidziłam nawet jego głosu.
-Już nakłada, jak w pracy? - zapytałam najspokojniej jak potrafiłam żeby go nie zdenerwować, nie wyszło.
-EMILY!! Chcesz mnie wkurwić?! Nie widzisz że padam na pysk?! - darł się jak zawsze a już w tym momencie zesztywniałam.
-Tak widzę, przepraszam. - powiedziałam i spuściłam wzrok - 'widzę też że znowu jesteś pijany' - pomyślałam to i.. nie wiedzieć czemu wyszeptałam do siebie. Za głośno.
Nagle poczułam jak dłoń Petera zaciska się na moich włosach, szarpał. Bolało.
Chwilę później niesamowity ból przeszył najpierw mój brzuch, a potem żebra.
Płakałam. Z bólu i bezradności. Nie z poczucia winy. Wiedziałam że wina nie leży po mojej stronie.
Nigdy nie bił mnie w twarz. Przecież nie będę tracić JEGO pieniędzy na podkład maskujący siniaki.
-Nakładaj obiad. - powiedział popychając mnie w stronę kuchni z taką siłą, że wylądowałam w niej upadając i uderzając głową w szafkę.
Dłużej nie czekając podniosłam się i nałożyłam obiad.
Zaniosłam, życzyłam smacznego i czym prędzej poszłam do pokoju Sus.
Dzień jak co dzień. 
Wolałam mieć taki dzień niż noc z pijanym i silnym Petem.
Miałam serdecznie dość zmuszania mnie do seksu. Czułam się.. nijak.
Chciałam umrzeć za każdym razem gdy to robił. Przy życiu trzymała mnie tylko Susie. Tylko moja mała kruszynka.
Gdy się uśmiechała, gdy mówiła: Mamusiu, kocham cię!
Dziękowałam Bogu że Peter się nią nie interesował. W ogóle nie zwracał na nią uwagi.
Mieszkaliśmy razem ale to tak jakby nie miała ojca.
Chciałam uciec, ale ten gnój zabraniał mi iść do pracy. A z każdych zakupów mnie rozliczał więc nie miałam jak odłożyć pieniędzy na wyjazd.. gdziekolwiek.
Po zabawie Susie zjadła kolację, wykąpałam ją, ubrałam w piżamkę i zaniosłam do łóżka. Jest godzina 20:30. Poczytałam jej na dobranoc i czekałam aż zaśnie.
Wychodząc z pokoju, poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic.
Już miałam iść do pokoju..
Spojrzałam w lustro.. Wyglądałam jak wrak. Nie jadłam dużo, jeśli w ogóle jadłam. Rzadko miałam apetyt. Miałam sine żebra, które bolały ale po kilku latach ból masz już w dupie.
Powiedziałam do siebie -jesteś niczym, a Pet ci to zaraz udowodni.- tego byłam pewna, bo nie spał.
Wchodząc do "sypialni" leżał i czekał aż przyjdę. Uśmiechnął się i znacząco poruszył brwiami. - to mnie obrzydzało.
Chcąc tego czy nie, nie miałam wyjścia.
Położyłam się obok niego, powiedziałam 'dobranoc' .. - tak liczyłam na cud.
-No co ty kotek, chyba żartujesz. - powiedział podenerwowany
-Peter, jestem zmęczona. Chodź spać. Naprawdę nie mam ochoty.
Nagle odwrócił mnie na plecy, usiadł na moje uda i złapał za szyję.
Z każdym moim ruchem zaciskał dłoń coraz mocniej więc przestałam się wyrywać.
-Leż grzecznie, nie chcesz się pieprzyć ze swoim chłopakiem? - wydyszał mi do ucha.
Zaczęłam płakać - niekontrolowanie, nie wiem dlaczego. To nie pierwszy raz.
Gdy to zobaczył - PIERWSZY RAZ mnie spoliczkował, byłam w szoku. Odwrócił mnie na brzuch, przesunął majtki na bok i po prostu we mnie wszedł. Mocno i brutalnie. Jedna jego ręka spoczywała na mojej szyi a drugą przytrzymywał moje ręce za plecami.
Gdy skończył.. Skuliłam się najbardziej jak mogłam.
Płakałam - znowu - pół nocy.
Muszę się od niego uwolnić ale.. jak?

*_*_*_*_*_*_*_*

KOCHANI! Bardzo proszę o wyrażenie swojej oceny w komentarzu. Jeśli czytasz - komentuj. ;)
Następny rozdział dodam.. jutro lub pojutrze ;) <3


poniedziałek, 27 czerwca 2016

Prolog.

Prolog:


- Mamusiu, dokąd jedziemy?
- Kochanie.. Powiedzmy że na długie wakacje.
- Dlaczego?
- Bo musimy zacząć żyć a nie tylko istnieć, skarbie.
Nie wyjaśniałam Susie nic więcej, jest za mała żeby zrozumieć że jej ojciec jest śmieciem.






Kochani. Zaczynamy 😉 Każdy komentarz motywuje!